Sarita Mandanna, Tygrysie wzgórza

Recenzja
Przyznaję, że ta książka wywołała we mnie mieszane uczucia.
Z jednej strony mamy wspaniały opis Kodagu, malowniczej krainy na południu Indii, o której nie wiele się słyszy, a która wyróżnia się pod kilkoma względami. Sarita przedstawia Kodagu z przełomu XIX i XX w. To okres gwałtownych zmian, kiedy to do regionu zaczęły napływać pieniądze zarobione na kawie. Autorka pokazuje związane z tym przemiany i rysuje ciekawy portret miejscowej społeczności, z jej zwyczajami , inklinacjami do samobójstwa i wyjątkową, jak na Indie, pozycją społeczną kobiety. Mandanna opisuje niezwykłe miejsce w ciekawych czasach i robi to zręcznie, obrazowo i rzetelnie. Jej opisy naprawdę pachną kardamonem.
Na tym perfekcyjnie odmalowanym tle toczy się smutna historia o ludzkich błędach i braku przebaczenia. To rodzaj sagi rodzinnej, w której śledzimy nie tylko losy osób, ale i losy popełnionych przez nie grzechów. Błędy, przewinienia zaczynają żyć własnym życiem, ich skutki ciągną się przez pokolenia, oddziaływując na kolejnych bohaterów. Są jak kostki domina, gdzie pierwszy upadek powoduje serię kolejnych. Przebaczenie, zapomnienie o urazach z przeszłości i spojrzenie w przyszłość, mogłoby zatrzymać ten proces, ale właśnie przebaczenie, okazuje się najtrudniejsze. To mądre przesłanie, ale w sposobie jego przekazania zabrakło równowagi. W życiu, zwłaszcza jeśli patrzyć na nie z perspektywy dziesięcioleci, zdarzają się i jasne momenty, niektóre błędy uchodzą na sucho, a czasami wybaczenie przychodzi w porę.
Natomiast w tej powieści nie ma ani jednego bohatera, którego można by polubić, a fabuła jest katalogiem niecnych czynów o jeszcze gorszych konsekwencjach. Według mnie katuje się nimi czytelnika przez niemal 500 stron, bez wystarczającego uzasadnienia. Bo niestety, ani historia nie jest aż tak ważka, ani przekaz aż tak bogaty.
Idg
Sarita Mandanna, Tygrysie wzgórza, Otwarte, 2011


Dodaj komentarz