Diane Ducret, Kobiety dyktatorów

Recenzja
Hitler otrzymał więcej listów od wielbicielek niż Mick Jagger i Beatlesi razem wzięci. Cóż takiego mają w sobie mężczyźni trzymający władzę? Diane Ducret rozpina złocone guziki, ściąga z władców mundury z epoletami i zrywa propagandowe maski. Pokazuje ich nagich. W sypialniach, na daczach, w hotelach. Obnaża ich kompleksy, śmieszności, obsesje.

Książki obiecujące pikantne szczegóły z intymnego życia znanych postaci nie potrzebują specjalnej reklamy – zawsze będą budzić zainteresowanie. Pozostaje pytanie dlaczego? Czego w nich szukamy i czy to otrzymujemy?
Mnie najbardziej interesowało proste pytanie: co one w nich widziały? Co zwyczajna kobieta widzi w mężczyźnie, który stał się ikoną zła, symbolem upadku ludzkości? Czy zakochane dziewczyny widzą tylko dobro, czy też sercem dyktatora może zawładnąć jedynie przebiegła i łasa na na zaszczyty lisica?
„Kobiety dyktatorów” dają tylko zdawkową odpowiedź na te pytania. Z bardzo prostej przyczyny – Ducret opisuje ośmiu dyktatorów, a niemal każdy z nich otoczony jest całą plejadą kobiet. Chociaż książka jest dość pokaźnych rozmiarów, autorka może każdej z tych pań poświęcić jedynie niewielki szkic. Na więcej uwagi zasłużyła Elena Ceaucsescu – nic dziwnego, ona sama miała zapędy dyktatorskie i aktywnie współuczestniczyła w sprawowaniu władzy. Pozostałe panie muszą zadowolić się swoim miejscem. Są jedynie okruchami historii.
To nie jest wada tej książki, a jej zaleta. Ducret znalazła miejsce na przedstawienie postaci zupełnie nieznanych, zapomnianych, nie tylko drugo- ale też trzecioplanowych. Wszyscy słyszeli o Ewie Braun, ale kto zna losy pierwszej żony Mao? Trzeba też przyznać, że autorka więcej miejsca niż żonom, poświęca kochankom i to nie tylko tym, które „zawładnęły sercami” dyktatorów, ale tym, które spotykały się z nimi, kiedy byli jeszcze młodymi chłopakami wkraczającymi w życie. Często to właśnie one miały ogromny wpływ na ukształtowanie się osobowości tych mężczyzn.
Nawet jeśli nie odnajdziemy w tej książce głębokich i wnikliwych portretów kobiet dyktatorów, to znajdziemy tu doskonale przedstawione sylwetki tych właśnie tyranów. W relacjach z kobietami, w domowych pieleszach odsłaniają oni prawdę o sobie. Ujawniają cechy, których nie widać, kiedy przemawiają z trybun. Jak śpiewał Dylan, czasem i prezydent musi stanąć nagi. A nagiego przywódcy nie opromienia blask władzy.

Według mnie najciekawszą częścią książki są listy miłosne przytoczone na samym początku. Oszalałe z miłości fanki pisały do Hitlera, jak gdyby był ucieleśnieniem romantycznego bohatera z powieści dla dziewcząt lub gwiazdorem rocka. To świadectwo czasów i okno pozwalające wejrzeć wgłąb kobiecej duszy, gdzie wyobrażenie o mężczyźnie z taką łatwością może zastąpić mężczyznę samego.
idg

Diane Ducret, „Kobiety dyktatorów”, przekład: Maria Roztworowska, Znak, Kraków 2012


Dodaj komentarz